HELENA RAFACZ

Warszawa, 1 czerwca 1948 r. Członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, sędzia Halina Wereńko, przesłuchała niżej wymienioną w charakterze świadka, bez przysięgi. Po uprzedzeniu o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Helena Rafacz z d. Kowal
Data urodzenia 17 stycznia 1892 r., Zborów pow. Złoczów
Imiona rodziców Mikołaj i Katarzyna z d. Bertel
Wyznanie rzymskokatolickie
Wykształcenie szkoła średnia
Zawód bez zajęcia
Miejsce zamieszkania Warszawa, ul. Gdańska 2

Wybuch powstania warszawskiego zastał mnie w domu profesorskim przy ulicy Nowy Zjazd 5. Mieszkałam tam razem z moim mężem, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego Józefem Rafaczem (ur. 1890). W domu naszym mieszkali wówczas profesorowie: Cybichowski z rodziną, Tretiak, Wajgel, Baley, Koss, Michejda, Roszkowski i grupa ludności cywilnej, która znalazła się przypadkowo w naszym domu. Z naszego domu akcja powstańcza nie była prowadzona. W domu Schichta przy ulicy Nowy Zjazd 1 kwaterował oddział niemiecki nieustalonej formacji.

W dniu 3 sierpnia 1944 roku w godzinach popołudniowych, ok 16.00 – 17.00 przybyło do naszego domu dwóch żołnierzy niemieckich. Obeszli prawie wszystkie mieszkania i odeszli. Tego dnia o godzinie 22.00 – 23.00 posłyszałam krzyki na dole i strzały do zamkniętej bramy, ciężko ranny został wtedy profesor Roszkowski. Okazało się, że to żołnierze dobijają się i strzelają do bramy. Otworzono ją i weszło do nas około pięciu żołnierzy niemieckich nieustalonej formacji. W sposób brutalny kazali wszystkim opuścić dom (raus). Wyszliśmy na ulicę między wałem Nowego Zjazdu a frontem naszego domu. Profesor Cybichowski pozostał jednak w domu, profesor Baley zaś wyszedł na podwórze, skąd przedostał się na ulicę Mariensztat. Na ulicy oddzielono mężczyzn od kobiet. Jeden z Niemców w mundurze oznajmił, iż mężczyźni z naszej grupy zostaną rozstrzelani w odwet za śmierć kilku żołnierzy z domu Schichta. Grupa mężczyzn została zabrana do domu Schichta, z wyjątkiem ciężko rannego profesora Roszkowskiego, profesora Michejdy mającego chore nogi i profesora Kossa ze względu na podeszły wiek. W grupie tej byli wtedy mój mąż profesor Rafacz, profesor Tretiak z synem, profesor Wajgel z zięciem Wiechrzlejskim, zięć Orzęckiej… chory psychicznie profesora syn… ponadto mogło być jeszcze kilku mężczyzn, ale dokładnie nie pamiętam. Kobietami Niemcy już się nie zajmowali.

Już po powstaniu spotkałam profesorową Tretiakową, która mi opowiadała, iż po opuszczeniu domu profesorskiego znalazła się w domu Towarzystwa Dobroczynności przy ulicy Krakowskie Przedmieście, dokąd dostał się jej syn zabrany razem z moim mężem do domu Schichta. Opowiadał on wtedy, iż uciekł z domu Schichta. Później, jak mi opowiadała profesorowa Tretiakowa, syn jej został rozstrzelany przez kałmuków na placu Saskim. Obecnie profesorowa Tretiakowa mieszka w Laskach, gdzie pracuje w Zakładzie dla Ociemniałych. O losie mego męża i mężczyzn z nim zabranych do domu Schichta (poza synem profesora Tretiaka) nie mam wiadomości.

Po zabraniu mego męża pozostałam w rejonie naszego domu i chodziłam od domu do domu przy ulicy Mariensztat mniej więcej do 10 sierpnia 1944 (daty nie pamiętam). Widziałam w tym okresie, jak żołnierze niemieccy z domu Schichta wieczorem podeszli do piwnicy domu przy ul. Mariensztat (numeru nie pamiętam), w której chroniła się ludność cywilna, wlewali jakiś płyn palny, trzymając granaty w ręku i obrzucili piwnicę granatami, nie wzywając ludności wyjścia. Wypadków jednak wtedy wśród ludzi nie było.

Później dostałam się do seminarium duchownego przy ul. Krakowskie Przedmieście 52.

Na tym protokół zakończono i odczytano.