DANUTA CHMIELEWSKA

Danuta Chmielewska
kl. VIb
Publiczna Polska Szkoła Powszechna w Radzyniu

Moje przeżycia z czasów wojny

W 1939 r., kiedy zaczęła się wojna, miałam sześć lat. Kiedy Niemcy wypowiedzieli wojnę Polsce, w Radzyniu biły wszystkie dzwony. Byłam wtedy mała i nie wiedziałam, co to ma znaczyć, ale gdy się dowiedziałam o wojnie, zlękłam się bardzo.

1 września zaczęło się bombardowanie. Niemieckie samoloty nadlatywały i niszczyły wszystko. Wtedy schroniliśmy się w krzakach na pobliskiej łące. Bombardowanie nie trwało bardzo długo, ale zginęło dużo ludzi. Po bombardowaniu pojawiły się wojska niemieckie, które patrzyły na nas złowrogo.

Później zaczęły przyjeżdżać rodziny niemieckie i wtedy wyrzucano niektórych Polaków, a miejsce ich zajmowali Niemcy. Potem zaczęły się łapanki i aresztowania. Najwięcej wtedy chroniła się młodzież i mężczyźni. Wtedy też Niemcy aresztowali mojego tatusia, ale po siedmiu miesiącach został zwolniony. Inni zaś zostali wywiezieni na Majdanek i do Oświęcimia. Między nimi był ks. Drelowiec. I tak do 1944 r. Niemcy robili z Polakami, co chcieli. Jedynie nieraz słychać było, że partyzanci wysadzili samochód z Niemcami albo coś podobnego.

W 1944 r. przed wyjściem Niemców z Radzynia było wielkie zamieszanie. Niemcy wiedzieli, że wojska polskie się zbliżają, więc uciekali, jak mogli. Ci, którzy nie zdołali uciec, chronili się po lochach i piwnicach. Nocami słychać było zbliżające się strzały. Aż pewnego dnia


w niedzielę wojska polskie wkroczy ły do Radzynia. Gdy wojska i działa wesz ły do nas, ludzie
wybiegli im na powitanie.

Wtedy nie było bombardowania, ale gdy wojska oddaliły się od nas, aby oswobodzić inne tereny, zaczęły najpierw wybuchać miny podłożone przez Niemców, a później dopiero zaczęło się bombardowanie. Wtedy wyszliśmy z domu i zaczęliśmy chronić się w konopiach, rosnących o kilka kroków od domu. Noc ta była bardzo straszna, a samoloty niemieckie na zmianę wciąż sypały bomby.

Dopiero rano, gdy bombardowanie ucichło, wyruszyliśmy na wieś. Po drodze widzieliśmy dużo porozrzucanej broni i kilkoro rannych. Po zajściu na wieś, z obawy, że wróg może i tu bombardować, wykopaliśmy schron i nocami przebywaliśmy w nim.

W następną noc samoloty znów rzucały bomby. I tak kilka nocy trwało bombardowanie. Później, gdy się w mieście trochę unormowało, wróciliśmy do domu. I na tym skończyły się moje przeżycia.