DANUTA HARKOT

Danuta Harkotówna
kl. VIIa
Zwierzyniec, 12 czerwca 1946 r.

Moje przeżycia z czasów okupacji niemieckiej

Chociaż byłam jeszcze mała, bo miałam zaledwie ósmy rok, przeżywałam straszne czasy podczas okupacji niemieckiej. W 1939 r., kiedy Niemcy wkroczyli do Polski, myśmy mieszkali w Pruskich Piaskach.

15 października 1939 r. przyjechali gestapowcy do wioski Wólka Nieliska, zdziesiątkowali mężczyzn i sześciu rozstrzelali jako zakładników za zbiegłego złodzieja. W pierwszych początkach [okupacji] była to straszna rzecz, gdyż nigdy takich rzeczy nikt nie widział.

Po tym strasznym wypadku myśmy przyjechali do wsi Bagno, gdzie mieliśmy wybudowany swój dom. Niemcy zaraz w początkach wojny założyli w Zwierzyńcu firmę, która pracowała przy budowie dróg i mostów. Po wyjeździe firmy Niemcy zrobili [tam] karny obóz, gdzie zamykali złapanych i wysiedlanych ludzi. Zamknięci tutaj prawie umierali z głodu i różnych śledztw. Kto przetrwał jakiś czas, t[eg]o wywozili do cięższych obozów, na Majdanek lub do Oświęcimia.

W 1942 r. był napad na fabrykę giętych mebli i zabito jednego gestapowca. Za karę Niemcy zabili moją babcię – była przy pracy na polu, gdy Niemcy robili obławę na bandytów. Mówili, jak zobaczyli moją babcię, że to przebrany bandyta, i zabili.

30 marca 1943 r. Niemcy uznali wioskę Wywłoczka za wioskę bandycką, więc rano 30 marca, gdy wstaliśmy, wioska była już obstąpiona przez Niemców i Niemcy spędzali ludzi na jeden plac. Nic ze sobą nie wolno było wziąć. Gdy już wszystkich zegnano, oddzielono mężczyzn od kobiet i dzieci i poprowadzono do obozu, który znajdował się w borku koło Zwierzyńca. Gdy odpędzono już ludzi, pozostali Niemcy zaczęli rzucać granaty, strzelać z karabinów i podpalali wioskę.

Wtem [zerwał] się straszny wicher w stronę wioski Bagno i przerzucony ogień ją zapalił. Druga wioska spłonęła niewinnie, a także i nasz dom. My zaś z mamusią – bo tatuś z bratem byli na służbie na kolei wąskotorowej w Zwierzyńcu – nic uratować nie mogłyśmy, tylko myślałyśmy, jak by st[amt]ąd uciec, gdyż Niemcy zaczynali strzelać i w stronę Bagna. Uciekłyśmy do Zwierzyńca, ale bez niczego i tak musiałyśmy w jednym ubraniu, bez chleba chodzić od domu do domu i prosić. Wytrwałyśmy jednak tę straszną niedolę i mękę. Ludzie z Wywłoczki byli w karnym obozie w Zwierzyńcu i myśleli o ucieczce zza drutów, lecz nie było o tym mowy, gdyż byli pilnowani przez straże niemieckie.

W tym samym roku została zburzona okoliczna wioska Sochy, tylko w okropniejszy sposób. Niemcy przyszli rano, obstąpili wioskę, a ludność o tym nie wiedziała. Kazali ludziom wynosić wszystkie sprzęty, więc kto co wynosił, przy tym został zabity. Później nadleciały samoloty, zaczęły puszczać bomby, bić z karabinów maszynowych, tak że cała wioska [legła] w gruzach, a z ludzi zostało kilka osób. Otóż takie spustoszenie [Niemcy] robili wszędzie.

Ludzi wysiedlonych przywozili do obozu, do Zwierzyńca. Tutaj patrzyliśmy na straszne rzeczy – jak codziennie furmanką wywozili na cmentarz ciała zmarłych, a przeważnie dzieci.

Pewnego razu uciekły dwie kobiety, a żandarmi biegli za nimi. Mamusia zbierała [w tym czasie] trawę. Kobiety schowały się gdzieś w żyto, a Niemiec, gdy zobaczył mamusię, zapytał, gdzie uciekły te kobiety. Mamusia nie wiedziała, gdzie one uciekły, powiedziała, że nie wie, a Niemiec nastawił na mamusię karabin i chciał strzelać. Gdy mamusia pokazała ręką tak sobie, że poleciały w tamtą stronę, to on poszedł, ale ich nie znalazł, a mamusia przestraszyła się i do dziś choruje na serce.

W 1945 r. 18 stycznia o godz. 24.00 w nocy przyjechało Gestapo i zabrali z Bagna siedmiu mężczyzn jako zakładników. Po zabraniu wywieźli ich do Zamościa, gdzie [ci] przesiedzieli dwa tygodnie w strasznych męczarniach i katuszach. Wreszcie przywieziono 20 [więźniów] do Zwierzyńca, gdzie przy zgromadzonych ludziach na rynku zostali rozstrzelani. Po śmierci uznano ich za niewinnych i ciała ich pozwolono pochować na cmentarzu, ale bez zgromadzenia ludzi.

Przyszedł wreszcie czas i na Niemców. Skończyła się nasza niewola, a nastała wolność.