WALERIAN SKWIRZYŃSKI

Warszawa, 16 maja 1946 r. Sędzia śledczy Halina Wereńko, delegowana do Komisji Badania Zbrodni Niemieckich, przesłuchała niżej wymienionego w charakterze świadka. Po uprzedzeniu świadka o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań i o znaczeniu przysięgi, sędzia odebrała od niego przysięgę. Świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Walerian Wilhelm Michał Skwirzyński
Imiona rodziców Tadeusz i Seweryna z d. Ferelli
Data urodzenia 27 listopada 1893 r. w Bełzie, pow. Hrubieszów
Zajęcie inż. leśnik, zatrudniony w spółdzielni ogrodniczej w Warszawie
Miejsce zamieszkania Michałowice, dom Rudolfa
Wyznanie rzymskokatolickie
Karalność niekarany

W czasie powstania warszawskiego żona moja z dziećmi mieszkała przy ul. Kazimierzowskiej 85 m. 14. Ja w tym czasie mieszkałem w Jędrzejowie. W październiku 1944 roku odnalazłem żonę pod Piotrkowem, dokąd z obozu w Pruszkowie była przewieziona transportem. Żona opowiedziała mi, że 2 sierpnia 1944 rano do wszystkich mieszkań domu, gdzie mieszkała, wpadło po kilku SS-manów. Byli to SS-mani z oddziału stacjonującego w Stauferkaserne przy ulicy Rakowieckiej. Kazali wszystkim lokatorom i przebywającym w domu osobom natychmiast opuścić budynek. Wszystkich obecnych zabrali na podwórze, po czym grupę zaprowadzili naprzeciwko, na teren Stauferkaserne. Tam oddzielili mężczyzn od kobiet, mężczyzn zatrzymali, kobietom po południu kazali iść do domu.

Ilu mężczyzn z naszego domu było zatrzymanych, nie wiem, natomiast mówiła mi żona, iż ogólna liczba zatrzymanych mężczyzn na terenie koszar Stauferkaserne wynosiła kilka tysięcy. Mężczyzn zakwaterowano w salach Stauferkaserne, gdzie spali na podłodze. Syn mój Stanisław Skwirzyński (ur. 30 marca 1929) był zatrzymany w Stauferkaserne razem z innymi mężczyznami z naszego domu. Syn mój miał ze sobą futro i – jak mi żona mówiła – sypiał na podłodze. SS-mani codziennie formowali grupy z zatrzymanych Polaków i wywozili samochodami na roboty na terenie Warszawy.

Na czym polegało zatrudnienie, tego nie wiem. Słyszałem, iż profesor gimnazjum Ubysz, mieszkaniec naszego domu, był zatrudniony przy zamiataniu ulic. Obecnie profesor Ubysz zamieszkuje przy alei Niepodległości 142 m. 6. Syn także był wywożony na roboty.

Od następnego dnia po zatrzymaniu mężczyzn SS-mani pozwolili kobietom donosić żywność dla zatrzymanych mężczyzn. Żona moja przynosiła wtedy żywność synowi. Szczegółów tych wypadków nie znam, żona może podać więcej faktów z tego okresu.

Czy były egzekucje Polaków na terenie Stauferkaserne, nie wiem. Pogłoski o egzekucjach krążyły, nie miałem okazji sprawdzić.

8 sierpnia żona rozmawiała z komendantem Stauferkaserne, nazwiska którego nie znam, prosząc o zwolnienie syna, mającego 15 lat. Komendant obiecał, iż syna zwolni nazajutrz. 9 sierpnia, gdy zgłosiła się do Stauferkaserne, nie zastała już syna w koszarach. Pozostali mężczyźni powiedzieli jej, iż rano 9 sierpnia przyjechała samochodem grupa gestapowców, jak przypuszczali wszyscy z al. Szucha, zrobiła zbiórkę na podwórzu, wybrała 60 młodych i zdrowych mężczyzn, w ich liczbie mego syna, i załadowała na samochody, które odjechały w niewiadomym kierunku. W czasie wybierania młodych ludzi z szeregu jeden z wybranych powiedział, że jest chory, został wobec tego zwolniony, a na jego miejsce wzięto mego syna. O dalszym jego losie nie mam żadnych wiadomości. Razem z moim synem został wzięty Henryk Skabowski, około 34 lata, o którym także ślad zaginął. Żona moja Krystyna Skwirzyńska mieszka obecnie w Kórniku, pow. Śrem, woj. poznańskie, ulica Zamkowa 15.

Odczytano.