EUGENIA WITKOWSKA

Eugenia Witkowska
kl. VII
Wisznice, 19 czerwca 1946 r.

Moje najważniejsze przeżycie wojenne

Jednym z przeżyć wojennych, które mnie najbardziej wzruszyło, było bombardowanie kolonii, na której mieszkam. Było to trzy lata temu, w marcu. Nie wiem dokładnie którego dnia, wiem tylko, że było to jednego dnia po południu i trwało do wieczora.

Gdy pierwszy raz samoloty przyleciały zaraz po południu, zaczęły strzelać do lasu, który jest niedaleko nas. Krążyły tylko nad lasem i najwięcej strzelały do lasu. Ja i inni ludzie naraz nie wiedzieliśmy, co się dzieje, nie wiedzieliśmy, co począć. Każdy patrzył na to wszystko z zapartym oddechem i słuchał przeraźliwego warczenia tych znienawidzonych szwabskich samolotów. Trwało to tak niedługo. Uspokoiło się na chwilę. Każdy zdziwiony nie wiedział, jak i z jakiego powodu to wszystko powstało.

Po pewnym czasie przyleciało samolotów znacznie więcej i zaczęła się straszna chwila do przeżycia. Samoloty krążyły nad całą kolonią, jakby chciały wprost pożreć to wszystko, co było. Po chwili zaczęły ukazywać się dymy, tak ogromne, jakby wszystko naraz się zaczęło palić. Potem coraz więcej i więcej. Zabudowania zaczęły płonąć w mgnieniu oka. Kule i bomby leciały jak grad. Nie słychać było nic, tylko jęki, płacze i huk strzałów. O ratowaniu nie było mowy, bo nie można było się ruszyć z miejsca, w którym każdy się skrył jako tako. Potem samoloty odleciały i nastała chwila ciszy. Powietrze było zasnute dymem, kurzem, [tak] że nic absolutnie nie było widać.

Gdy słońce zaszło i nastąpił wieczór, mgły zaczęły się rozpościerać. Wtedy ludzie zaczęli chodzić i oglądać pozostałości po tak strasznym bombardowaniu. Gdy się [bardziej] ściemniło, psy zaczęły przeraźliwie wyć, wiatr huczeć. Tak to wszystko wyglądało jak na jakiej dalekiej, odludnej krainie. Tak [upłynęła] noc. Na drugi dzień rano każdy myślał, czy kogo nie zabito. Na wielkie szczęście nikt nie zginął ani [nie] został raniony.

Tak zakończyło się bombardowanie i [za]razem najstraszniejsze przeżycie wojenne.