MARIAN SZCZEPAŃSKI

Marian Szczepański
zam. w Broszkowie, gm. Niwiski
kl. III
Gimnazjum i Liceum Biskupie w Siedlcach
27 czerwca 1946 r.

Jak uczyliśmy się podczas okupacji

Było to pięknego wrześniowego poranka, słońce swymi promieniami oświecało moją chatę, w której głośno rozbrzmiewało radio. Wszyscy domownicy mieli swoje zajęcie, ja jeden chodziłem i nie mogłem znaleźć dla siebie roboty. Tak przeszło do obiadu, po obiedzie tatuś nastawił radio, by usłyszeć dziennik południowy, i oto niespodziewane przerażające słowa wydał odbiornik. „Wojna” – jakie to straszne wrażenie wywarło na wszystkich. Ta wieść rozniosła się lotem błyskawicy po całej wsi. Cisza panowała dotychczas, lecz odtąd zrobiło się piekło na ziemi. Bombowce niemieckie niemiłosiernie strzelały z karabinów maszynowych do bezbronnej ludności cywilnej, bomby lecące spadały na pastwiska, gdzie pasło się bydło.

Praca powoli ustawała we wszystkich zawodach państwowych, Niemcy zbliżali się coraz bliżej, masy ludzi szły bez celu, by uciec od Niemców, by uchronić życie. Front zbliżał się coraz bliżej. Jakie to straszne przechodziły słowa z ust do ust każdego Polaka: „Niemcy idą”, jaki to straszny niepokój wywołało na obliczu stroskanych kobiet.

I oto straszna chwila, straszny dzień 8 września [1939 r.], czarne punkty ukazywały się w oddali na szosie i rosły coraz szybciej. Pierwszy patrol przejechał – wzrok ich bandycki, przeszywające spojrzenie, byli tędzy i mężnego wzrostu. Po upływie dziesięciu minut droga cała zaroiła się od najeźdźców. Mijały dni pełne płaczu, pełne jęku, bólu, i noce pełne pożarów.

Wszystko minęło, zaczęła się u nas gospodarka wroga, na czele powiatu stał niemiecki starosta. Teraz każdy Polak był zainteresowany polityką, każdy Polak nie tracił nadziei w zwycięstwo, lecz te nadzieje upadły po zdobyciu przez Niemców Warszawy, wróg triumfował na zgliszczach i ruinach naszej pięknej dawnej stolicy.

Teraz zainteresujmy się szkolnictwem. Rok szkolny poszedł w niwecz, Niemcy zaraz uruchomili szkoły, ale co to były za szkoły. To nie te, co dawniej swymi jasnymi promieniami oświecały umysł polskiego dziecka, by wychować dobrego obywatela. Teraz te promienie polskości przestały świecić, a ciemne, pomieszane z błotem [szkoły] zaczęły wpajać małym Polakom plugawe rzeczy przeciwko ich własnej ojczyźnie. Ja również chodziłem do takiej szkoły, ale mój duch wpojony w polskiej szkole nie zagasł, a tym bardziej pałał zawziętością ku wrogowi.

Po ukończeniu sześciu klas [szkoły powszechnej] poszedłem na korepetycje [z materiału] pierwszej klasy [gimnazjum], ale to trwało krótko, bo naszych wykładowców Niemcy chcieli zaaresztować, lecz oni uprzedzili fakt i uciekli. Nie tracąc nadziei, szukałem drugich kompletów, bym mógł uczyć się nadal, i oto znalazłem [je] w przeciwnej stronie [sic!], miejscowość ta nazywała się Sadowne, odległa była od mego miejsca zamieszkania o osiem kilometrów. Nie zrażając się taką drogą, chodziłem wytrwale. Lokum nasze mieściło się w dużym budynku, w którym zarazem urzędował i kolczykarz. Myśmy uczyli się tam pół roku, bo później Niemcy wykryli szkołę podchorążych, a wraz z nią myśmy musieli uciekać.

Wylądowaliśmy w drugim miejscu, gdzie było bezpieczniej, i tam uczyliśmy się do końca. Ja chodziłem piechotą w drewniakach przez pole lub las, gdyż drogą nie można było przejść, by nie być rewidowanym. Tak uczyliśmy się do odejścia Niemców.

Klasę drugą kończyłem w Łochowie, pow. węgrowski, lecz teraz ojciec przeniósł się do pow. siedleckiego, wskutek czego uczęszczam [do gimnazjum] w Siedlcach, do klasy trzeciej.