ANTONI STĘPIEŃ

Ogn. Antoni Stępień, 27 lat, żonaty.

24 września 1939 r. [wraz z] oddziałem zwartym, tj. 31 Pułkiem Piechoty, którym w trakcie marszu z Kowla do Włodzimierza Wołyńskiego dowodził kpt. Hołoszyn, zostałem rozbrojony i dostałem się do niewoli. Z Włodzimierza koleją zostałem odkonwojowany do Szepietówki. Konwojowany byłem przez Ukraińców i Żydów, którzy w nieprzyzwoity sposób obchodzili się z nami i traktowali nas jak największych przestępców lub zbrodniarzy. 6 października 1939 r., marszem konwojowanym przez NKWD, przez 28 godzin, bez strawy, doszliśmy do Ostroga nad Horyniem i tam kwaterowaliśmy przez jedną dobę. Dostaliśmy po ćwierć ryby i 200 g czarnego chleba, nocowaliśmy na gnojowisku. Z Ostroga maszerowaliśmy do Zdołbunowa na stację towarową, gdzie nas załadowali Sowieci w wagony (małe) po 85 ludzi i przez trzy dni i noce wieźli nas do Bar[sz]czowic k. Lwowa, tam wyładowaliśmy się i pomaszerowaliśmy 80 km za Lwów do Żydatycz, do małego folwarku, gdzie nas umieścili w stajniach.

Warunki wyżywienia, ubrania i higieny [były] wprost nie do pomyślenia. Obóz liczył 400 ludzi, w tym większość Ukraińców, którzy w niesamowity sposób dokuczali Polakom i drwili z nas jak judasze. Na przykład [gdy] śpiewaliśmy modlitwę, to oni zaczęli gwizdać i śpiewać Katiuszę. Przed władzami NKWD strasznie znieważali były rząd polski i narzekali, że im w wojsku strasznie było źle i mało dostawali jeść. Między innymi najwięcej dokuczali Polakom Markacz, Trofimow, Gil. Jeden z nich to się wyraził, że woli trzy lata w sowieckiej niewoli kamień bić, niż żeby Polska miała powstać. Najmniejsze skinienia nasze donosili do NKWD, a ci w arogancki sposób dokuczali Polakom i wsadzali za najmniejsze słówko do karceru na parę dni, bez ubrania i o głodzie. Między nami był por. Kostyczewicz z 16 baonu strzelców, który nas stale na duchu podtrzymywał i stale się wstawiał za nami, nawet ostatnim kawałkiem chleba się dzielił. Drugi był por. Stefan Grot z 18 baonu strzelców, który był bardzo koleżeński, bardzo szanował starych ludzi, opiekował się nimi. To jedno bardzo dobrze robił, że prowadził tajną korespondencję między ludnością polską ze Lwowa i przez niego odsyłaliśmy listy do rodzin. Potem zdradzili nas Ukraińcy i jego w kalesonach zamknęli do karceru, potem strasznie znęcali się nad nim i wywieźli go gdzieś. Gdy go wywieźli, to cały obóz, [w którym] była masa Polaków, każdy z nas tak się czuł, jak gdyby mu rodzinę German wymordował. Potem nas wywieźli za granicę do Rosji do miejscowości Ubiańki [?], gdzieśmy już byli na wykończeniu. Tam była strasznie ciężka praca w kamieniołomach. Pomocy lekarskiej nie było żadnej ani też opieki ze strony Sowietów. Odwrotnie, dla nich to była uciecha, jak Polacy źle wyglądali i chodzili zmartwieni. Stale tylko było słychać, że za darmo sowieckiego chleba jeść nie będziemy.

Stamtąd 22 sierpnia 1941 r. odmaszerowaliśmy do Starobielska, gdzie cały obóz wstąpił w szeregi polskiej armii pod dowództwo pana płk. Wiśniowskiego, i od tej pory jestem nadal w polskim wojsku.