KONSTANTY WIŁCZKO

Kpr. Konstanty Wiłczko, ur. w 1915 r., rolnik, kawaler.

23 września 1939 r. byłem rozbrojony przez armię sowiecką, 25 września zostałem zabrany do niewoli przez NKWD w Zamościu. Przebywałem w obozach: Podliski Małe k. Lwowa, Jaryczów Stary, Hermanówka, Nowosiółki, Olszanica, Starobielsk.

Podliski Małe: obora, w której zastaliśmy jeszcze dwie krowy, wewnątrz pozostały nawóz. W rejonie budynków [stały] zbiorniki nawozu. Mieszkanie było wewnątrz tej obory, leżenie na ziemi. Z powodu dużej liczby szczury w tym budynku przeszkadzały w czasie snu. Z piwnicy, w której stale była woda, zrobiono areszt. Sufit był nieszczelny, proch z niego sypał się na głowy. Ustęp [znajdował się] dziesięć metrów od drzwi wejściowych. Teren był błotnisty.

W obozie było ok. 700 ludzi, w tym 80 proc. [stanowili] Polacy, 20 proc. Ukraińcy i Żydzi. Stosunki Polaków z Ukraińcami były niedobre, dlatego że oni byli szpiegami NKWD. Poziom umysłowy i moralny u Polaków był dobry i zgodny.

W Olszanicy pracowałem na budowie lotniska 12 godzin [dziennie], do pracy trzeba było chodzić po pięć kilometrów tam i z powrotem, podróż do [czasu] pracy nie była wliczana. Warunki pracy były bardzo trudne, normy wyrabiać nie byłem w stanie (jak np. siedem metrów kubicznych darniny [?] znieść z odległości stu metrów). Wynagrodzenia za pięć miesięcy otrzymałem 30 rubli.

Wyżywienie tak wyglądało, że kto nie wyrobił normy, [ten] otrzymywał trzy czwarte litra zupy i w czasie pracy 12-godzinnej nie otrzymywał nic do jedzenia. W czasie godzinnej przerwy zmuszony byłem przeglądać bieliznę.

Ubranie mógł otrzymać ten, kto dał radę wyrobić normę. Ja otrzymałem spodnie, bieliznę miałem swoją, spałem pod własnym płaszczem, w butach chodziłem własnych. Ubrania nie mogłem otrzymać, ponieważ nie byłem w stanie wyrobić normy. W życiu koleżeńskim pocieszaliśmy się nawzajem. Życia kulturalnego brakowało. Książki polskie były zabrane od nas przez NKWD. [W słuchaniu] muzyki, która była sprowadzona, to tylko jednostki brały udział, gdyż to nie miało na celu kultury, lecz żebyśmy się im oddali jako element do pracy.

Stosunek NKWD do Polaków był bezczelny, gdyż oni zapewniali, że Polski nie będzie, a jak będzie, to komunistyczna. Wyzywali nas od polskich bladzi oraz upewniali, że odwdzięczą się za 1918 r. W czasie świąt Bożego Narodzenia i Wielkiej Nocy wypędzano nas do pracy, trzymając broń w ręku lub też zamykano do aresztu. Pogadanki komunistyczne były prowadzone przez politruka. Nieobecni na pogadance nie otrzymywali strawy lub też wypędzano z bronią w ręku na pogadankę.

W czasie wojny rosyjsko-niemieckiej maszerowałem pieszo z Olszanicy do Wołoczysk, na odpoczynek zaprowadzono nas [na miejsce] przy stawie, gdzie buty chowały się w błocie. Ponadto w tym czasie padał deszcz (było nas tam 1,8 tys. ludzi). Gdy prosiliśmy o jedzenie, to otrzymaliśmy odpowiedź: „Jak [nieczytelne], to zdechniesz” lub też: „Ty u mnie jak mucha”. Z Wołoczysk do Starobielska jechaliśmy w zamkniętych wagonach zakręconych drutem. W wagonach 18-tonowych jechało nas po 80 ludzi (było to w czerwcu). Kiedy wołano o wodę lub jedzenie, to zamknięto okna w wagonie za to, że wołano.

Pomoc lekarska była bardzo marna z powodu braku leków. Chorych mógł lekarz zwolnić od pracy tylko jeden procent.

W czasie marszu do pracy bolszewik strzelił i kula trafiła jednego z nas, który po odwiezieniu do szpitala zmarł. W 1939 r., kiedyśmy maszerowali do Szepietówki, jeden został zastrzelony za to, że brał wodę ze strumyka.

W czasie, kiedyśmy maszerowali do Rosji, gdy nocowaliśmy w Złoczowie, rano był nalot na stację w odległości 800 m. Ludzie zaniepokojeni zaczęli [wy]dostawać się za druty. W tym czasie dwóch ludzi zostało rannych, a było wtedy oddanych ok. 15 strzałów – ci ludzie, którzy byli za drutami, już do nas nie wrócili.

W jednym obozie po odpoczynku wyszliśmy celem odmarszu. Część kolegów, która niezdolna była iść, pozostała w obozie. NKWD zaczęło sprawdzać budynki z powodu braku ludzi. Usłyszeliśmy strzały. Trzech zdążyło dołączyć do nas, następnie zaczęto strzelać i biegać od jednego budynku do drugiego. Więcej nikt do nas nie dołączył. [Ludzie z] następnego obozu, którzy spotkali się z nami w Starobielsku, opowiadali, że nocowali w tym obozie i pochowali tam sześciu ludzi (nazwisk nie znam).

Wiadomości z listów: otrzymałem jeden list przez Czerwony Krzyż, trzy inne otrzymałem postronnie. Wiadomości z kraju dostałem z odwiedzin matki.

Zwolniony z obozu w Starobielsku zostałem we wrześniu 1941 r. na skutek amnestii. Po przybyciu do Tocka [Tockoje] zostałem przyjęty do armii polskiej.

24 lutego 1943 r.