ANONIM

Państwowe Liceum i Gimnazjum w Stalowej Woli
19 czerwca 1946 r.

Jak pracowałem w tajnej szkole

Jak noc długa, ciemna i ponura rozciągnęła się nad Polską wroga, barbarzyńska okupacja niemiecka. Miałem wtedy 12 lat, ukończonych sześć klas szkoły powszechnej oraz [zdany] egzamin wstępny do klasy pierwszej Państwowego Gimnazjum w Stalowej Woli.

Prawdę mówiąc, nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak wiele nieszczęść i smutku spowodować mogą niemieccy zaborcy. Pierwszym zdarzeniem, które w oczach moich zdemaskowało oprawców hitlerowskich, było zamknięcie gimnazjum w Stalowej Woli oraz aresztowanie grona profesorskiego. Było to w listopadzie 1939 r. Stało się teraz dla mnie jasne, że Niemcy systematycznie przystępują do wyniszczenia polskości. Chcąc zdemoralizować naród, trzeba mu odebrać szkoły – te szkoły, w których prócz przedmiotów uczy się młody człowiek patriotyzmu, uczy się kochać i szanować to, co jest najbliższe sercu każdego Polaka, uczy się kochać, a w potrzebie walczyć i zginąć za ojczyznę.

W myśl praw fizyki każdej akcji odpowiada wprost przeciwnie skierowana reakcja. Tak było i u nas. Na represje niemieckie naród polski odpowiedział partyzantkami w lasach polskich, na zamknięcie szkół odpowiedział tajnym nauczaniem.

Tajne nauczanie zaczęło się bezpośrednio po zamknięciu szkół.

Niektórzy mniej wartościowi profesorowie porzucili pracę nauczycielską, porzucili swój posterunek. Lecz inni wytrwale, ze spotęgowaną energią wykuwali w młodocianych sercach swych uczniów potężny gmach Ojczyzny.

Do kompletu tajnego nauczania dostałem się we wrześniu 1940 r., wtedy zacząłem pierwszą klasę [gimnazjalną]. Miejscowość, gdzie odbywały się lekcje tajnego nauczania, nazywa się Pławo, leży tuż obok Stalowej Woli. Dom, w którym odbywały się lekcje, jest biały, murowany, otoczony nieregularnie porozsadzanymi drzewami, przeważnie liściastymi. Dom ten różnił się nieco także swym wyglądem zewnętrznym od otaczających go domostw chłopskich. Z okien tego domu roztacza się piękny widok na pola uprawne, które latem mienią się szachownicą barw. Dalej widać wstęgę Sanu, za Sanem zarośla, a następnie piękne lasy sosnowe, które wiele, wiele rzeczy widziały podczas okupacji. Z okien przeciwnej strony [domu] widać drogę bitą oddaloną o jakieś 300 m, po której wtedy jeździły znienawidzone auta i motocykle niemieckie.

Ja mieszkałem wówczas, jak i obecnie, w Charzewicach – miejscowości oddalonej od Pława o ok. trzy kilometry. Jakaż radość zapanowała w mym sercu, gdy stałem się jednym z członków kompletu. Codziennie rano, przeważnie na godz. 9.00, udawałem się na lekcje. Trzeba dodać, że były komplety także innych klas gimnazjalnych i licealnych. Na lekcjach uczyliśmy się wszystkich przedmiotów obowiązujących w gimnazjum, wyjątek stanowiły oczywiście gimnastyka, śpiew i muzyka oraz zajęcia praktyczne, na które nie było miejsca ani czasu.

Nauczycielami w tej tajnej szkole byli pan dyrektor Państwowego Liceum i Gimnazjum w Stalowej Woli Witold Kossowski oraz jego żona pani prof. Maria Kossowska. Religię zdawaliśmy u ks. prof. Skoczyńskiego, obecnego proboszcza w Stalowej Woli. Wszyscy ci profesorowie to ludzie nadzwyczaj wartościowi. Ich stosunek do nas był przyjazny, życzliwy, a nade wszystko szczery. Wszyscy lubiliśmy się wzajemnie i stanowiliśmy jakby jedną rodzinę. Nasz komplet składał się z kilku koleżanek i kolegów, były to dzieci z okolicznych wsi i miasteczek. Współżycie między nami było wielkie, wszyscy rozumieliśmy się nawzajem.

Zapał do nauki był ogromny, nie było leniuchów, każdy starał się jak najlepiej umieć zadane lekcje. Wszyscy uczyli się dobrze. Każdy, nawet najmłodszy z nas, zdawał sobie sprawę z tego, że jest żołnierzem Polski i że na swym posterunku musi trwać niezachwianie. Szczególnie z zainteresowaniem uczyliśmy się języka polskiego i historii Polski. Pan dyrektor miał tak interesujące wykłady, że słów jego słuchaliśmy po prostu z zapartym oddechem. Nieraz wykłady jego były tak wzruszające, że koleżanki płakały z przejęcia.

W 1941 r., kiedy nawałnica niemiecka szykowała się do wypadu na Rosję, w naszej „szkole” zakwaterowało się kilku oficerów niemieckich. Wtedy musieliśmy lekcje nasze na kilka dni przerwać, aby nie wzbudzić podejrzenia w tych teutońskich zbirach. Przecież wszyscy wiedzą, jak mścili się Niemcy na nauczycielach i uczniach z tajnego nauczania, jeśli [ci] przez nieostrożność wpadli im w ręce.

Gdy Niemcy zaczęli zwyciężać na froncie wschodnim, coraz bezwzględniej tępili polskość pod każdą postacią. Będąc już w wyższych klasach, zdawałem sobie sprawę z niebezpieczeństwa, na jakie narażają się nasi nauczyciele. Zachowywaliśmy samorzutnie wszelkie środki ostrożności. Książek pisanych po polsku nie nosiliśmy w ogóle, zeszyty były zawsze ukryte przed okiem gestapowca. Pojedynczo wchodziliśmy do mieszkania pana dyrektora i pojedynczo stamtąd wychodziliśmy. Skradając się wzdłuż opłotków, aby nie wpaść w oko jakiemu szpiclowi, zaciskaliśmy zęby, nie mogąc nic na razie powiedzieć na barbarzyństwo niemieckie.

Kiedy prześladowania niemieckie stawały się coraz sroższe, zapał do nauki potężniał coraz bardziej. O jego wielkości mogą świadczyć następujące fakty. Wielu z uczniów tajnego nauczania, wśród nich i ja, było zmuszonych pracować w fabryce w Stalowej Woli. Niektórzy z powodu wrogich nakazów, inni po prostu aby zarobić na chleb. Zdawałoby się, że zaabsorbowani pracą, wyczerpani fizycznie i duchowo młodzi robotnicy zaprzestaną nauki – ale tak się tylko zdawało. My nie przestaliśmy się uczyć. Okłamując najbezczelniej swych przełożonych, oczywiście Niemców, lub po prostu uciekając z pracy, udawaliśmy się do Pława na lekcje. Tu znachodziliśmy [znajdowaliśmy] pewne odprężenie, tu mogliśmy swobodnie porozmawiać o Polsce, przeczytać wspólnie wiersze wieszczów polskich, zanucić piosenkę polską.

Przy końcu swego pobytu w Polsce Niemcy stawali się coraz nieznośniejsi. My zaś, o ile możności, staraliśmy się im to odwzajemnić. Wielu starszych naszych kolegów uciekło wprost spod nosa niemieckim prześladowcom. Poszli do tych lasów za San, tam walczyli o Polskę i tam niestety ginęli. Lecz „I ten szczęśliwy, kto padł wśród zawodu,/ jeżeli poległym ciałem/ dał innym szczebel do sławy grodu”. To nas pocieszało.

Wreszcie i Szwaby zostali z Polski wypędzeni przez naszych żołnierzy i przez armię radziecką. Praca w tajnym nauczaniu zaczęła wychodzić z podziemi. Przystąpiliśmy do jawnej pracy nad odbudową naszej państwowości. Otworzyły się znowu polskie szkoły.

Z tajnego nauczania osobiście odniosłem wiele korzyści. Lekcje te były dla mnie balsamem kojącym bóle zadawane narodowi polskiemu przez Niemców, a przez nas, młodzież, tak silnie odczuwane. W czasie tajnego nauczania ukończyłem trzy klasy gimnazjalne. Ale korzyści nie tylko polegały na tym.