JAN GOŁASZEWSKI

Dnia 9 grudnia 1968 r. w Białymstoku Waldemar Monkiewicz, podprokurator Prokuratury Powiatowej, delegowany do Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Białymstoku przez Generalnego Prokuratora PRL, działając na zasadzie art. 4 dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU nr 57, poz. 293) i art. 219 kpk przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez odebrania przyrzeczenia. Świadka uprzedzono o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania. Świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Jan Gołaszewski
Data i miejsce urodzenia 15 czerwca 1913 r. w Tykocinie
Imiona rodziców Kazimierz i Marianna
Miejsce zamieszkania Tykocin, ul. Klasztorna 6, pow. Białystok
Zajęcie robotnik
Karalność niekarany
Stosunek do stron obcy

Daty dokładnie [sobie] nie przypominam, ale mogło to być jesienią 1943 r. W tym czasie pracowałem na posterunku żandarmerii w Tykocinie jako woźnica. Pewnego dnia żandarmi z Tykocina wyruszyli na obławę w godzinach wieczornych. Gdzie pojechali na obławę, dokładnie początkowo nie wiedziałem, gdyż mnie o tym nie poinformowali, jak też nie zabrali ze sobą. Natomiast po tej obławie na drugi dzień dowiedziałem się, że jeździli na kolonię położoną między Waniewem a Pszczółczynem. Kolonia ta była położona w pobliżu, a raczej w rejonie Pszczółczyna.

Jak słyszałem z opowiadań żandarmów pochodzenia ukraińskiego, którzy byli zatrudnieni na tym posterunku, to obława została przeprowadzona na rodzinę polską, która przechowywała Żydów. Jak słyszałem, gospodarz, u którego byli Żydzi, został po zmasakrowaniu go przez żandarmów niezwłocznie zamordowany na miejscu. Jego żonę żandarmi przywieźli do Tykocina i na drugi dzień razem z ujętą w międzyczasie młodą Żydówką rozstrzelali na mogiłkach żydowskich w samym Tykocinie. Czy ciało zamordowanej zostało w późniejszym czasie odkopane przez rodzinę i przeniesione na cmentarz katolicki, nie jest mi wiadomo. Dziećmi zamordowanych, w liczbie pięciorga, zaopiekowała się jakaś dalsza rodzina.

Słyszałem, że w akcji tej brali udział żandarmi niemieccy z posterunku w Tykocinie: Max Scheffer – jak prawidłowo pisało się jego nazwisko, nie przypominam [sobie], brzmienie fonetyczne [to] Maks Szeffer – [oraz] Josef Barton, też nie wiem jak się pisało nazwisko i podaję brzmienie fonetyczne; byli jeszcze jacyś dwaj żandarmi niemieccy, których nazwisk nie pamiętam, z rozbitego posterunku kobylińskiego, a oprócz tego żandarmi z pomocniczej formacji ukraińskiej.

Dowodził wyprawą Scheffer. On podobno podpalił budynki i kazał strzelać do uciekających Żydów, których na tej kolonii było podobno dziewięcioro. Uczestniczył w tej zbrodni na kolonii Waniewo. Podobnie brał udział w tej akcji inny żandarm nazwiskiem Josef Barton lub Barthon.

Scheffer był mężczyzną w wieku ok. 30 lat, szczupły, kościsty, szatyn, stosunkowo wysoki, o pociągłej twarzy i odstających uszach, skąd pochodził – nie wiem. Barton (Barthon) był niższy – liczył ok. 160 cm wzrostu, miał okrągłą twarz i ciemne blond włosy. Był w wieku ok. 30 lat, średniej tuszy.

Poza żandarmami z posterunku w Tykocinie w zbrodni na kolonii Waniewo uczestniczyli także żandarmi z posterunku w Kobylinie. W tym czasie odbywali oni służbę w Tykocinie, ponieważ posterunek w Kobylinie uległ likwidacji. Jak oni się nazywali, nie jest mi wiadomo. Znam tylko nazwisko komendanta – Jagalla. Był on w wieku ok. 50 lat, szpakowaty, wzrostu ok. 170 cm, średniej tuszy, o szerokiej kościstej twarzy i cienkim, orlim nosie.