JANUSZ ROKICKI

Janusz Rokicki
kl. VI
Szkoła Powszechna we Wzdole Rządowym

Chwila najbardziej dla mnie pamiętna z lat okupacji

Straszny to był dzień – 17 sierpnia 1939 r. Było bardzo ciepło. Bawiłem się na podwórku spokojnie, obserwując przejeżdżające od czasu do czasu niemieckie samochody. W pewnej chwili przyjechała mała taksówka, a po paru minutach rozległy się strzały. Wystraszony pobiegłem do domu, gdzie zauważyłem, że mamusia była również zaniepokojona. Było nam tym bardziej nieprzyjemnie, że tatuś tego dnia był w Bodzentynie, a starsza siostra w Kielcach. Gdy strzały ucichły, mamusia ostrożnie wyszła na podwórko i zobaczyła, że na przełaj przez pola koło szkoły uciekało trzech Niemców. Okazało się, że to partyzanci polscy napadli na taksówkę.

We wsi powstała straszna panika. Z dziećmi, z tobołami, z żywym inwentarzem, pieszo i furmankami uciekali ludzie w popłochu do lasu lub do sąsiednich wiosek. Wreszcie nadbiega tatuś. Po drodze dowiedział się o wypadku. Doskonale zdaje sobie sprawę, że zemsta Niemców może być straszna. Prędko, ile sił starczy, kopie dół w upatrzonym miejscu [i] razem z mamusią chowają do niego najcenniejsze rzeczy. Mamusi ręce się trzęsły, gdy chowała te skarby, a tatuś po zakopaniu dołu był tak zmęczony, że ledwie mógł się utrzymać na nogach.

Co teraz robić? Niepodobna schować mebli, pościeli i wielu innych rzeczy dla nas drogich i potrzebnych. No, ale życie jest najważniejsze, więc Rodzice zabierają teczkę, trochę żywności i bielizny, Mamusia zapakowała podręczną małą apteczkę i wychodzimy ze wsi. We wsi zostało tylko kilka starszych osób. Serce mi bije mocno ze strachu i z żalu za domem.

Uszliśmy może 300 m, kierując się do sąsiedniej wioski, oddalonej od nas o 2 km. Wtem usłyszeliśmy złowieszczy warkot motorów – to niemieckie samochody wjeżdżały do wsi. W tej chwili rozpoczęła się straszna strzelanina. Kule poczęły nam gwizdać koło uszu, widziałem, jak padały i rozbijały zeschnięte grudki ziemi. Ostatkiem sił dobiegliśmy do wsi. Tu ludzie przyjęli nas bardzo gościnnie, współczując naszemu nieszczęściu.

Strzelaninę było słychać do późnej nocy. Straszne rzeczy działy się w naszej wsi. Pozostałych starców spędzono do szkoły, kazano im tam klęczeć, znęcano się nad nimi, trzymając przez dwa dni o głodzie. Wsi na szczęście nie spalono, ale zrabowano doszczętnie wszystko. W naszym domu, ponieważ był murowany, zamieszkali oficerowie niemieccy.

Po kilku dniach ludzie zaczęli wracać do swoich domów, nam jednak nie pozwolono wrócić. Szkołę również zajęto na kwatery. Przez długie dwa miesiące byliśmy u obcych ludzi i dopiero pod koniec października wróciliśmy do domu, ograbionego doszczętnie przez Niemców.