MAKS LENDZION

Dnia 17 lutego 1976 r. w Gdańsku sędzia mgr Stanisław Lipiecki, delegowany do Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Gdańsku, działając na zasadzie art. 4 dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU nr 51, poz. 293 i art. 129 kpk), przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka. Świadka uprzedzono o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań, świadek stwierdza własnoręcznym podpisem, że uprzedzono go o tej odpowiedzialności (art. 172 kpk). Następnie świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Maks Lendzion
Imiona rodziców Antoni i Berta
Data i miejsce urodzenia 2 lutego 1914 r. w Gdańsku
Miejsce zamieszkania Gdańsk, [...]
Zajęcie emeryt
Wykształcenie średnie
Karalność za fałszywe zeznania niekarany
Stosunek do stron obcy

Przed wojną, jak i w chwili wybuchu drugiej wojny światowej, mieszkałem w Gdańsku przy [...]. W chwili obecnej ulica ta nie istnieje.

1 września 1939 r., kiedy padły pierwsze strzały na Westerplatte, dom nasz został otoczony przez hitlerowców, których w ogóle nie znałem. Byli oni ubrani w mundury policyjne, a na głowach mieli hełmy, na których z boku namalowana była trupia czaszka. Byli wśród nich też hitlerowcy ubrani w żółte mundury SA i cywile, prawdopodobnie funkcjonariusze gestapo. Tych jednak było znacznie mniej.

Hitlerowcy ci polecili większości lokatorów zejść do stołówki mieszczącej się w suterenie. Ja też musiałem tam zejść. Kiedy zeszliśmy do sutereny, po pewnej chwili kobietom polecono przejść do sąsiedniego pokoju. Wszyscy mężczyźni, z wyjątkiem tych, których zwolniono, pozostali w tym samym pomieszczeniu. Musieliśmy trzymać ręce na głowach. Musieliśmy wszyscy stać. Tylko jeden Żyd, którego nazwiska nie znam, usiadł i położył ręce na stole, jacyś hitlerowcy bowiem pozwolili mu to uczynić. W pewnym momencie usłyszałem, jak jeden z hitlerowców nas pilnujących zapytał się drugiego: „Co zrobimy z tym Żydem?”. Coś jeszcze dodał, ale tego już dziś nie pamiętam. Na to ten drugi odpowiedział: „Zostaw to mnie, ja już to załatwię”. Ten ostatni hitlerowiec skierował wówczas lufę karabinu w kierunku Żyda i powiedział: „Był przecież nakaz stać i podnieść ręce”. Nim Żyd zdołał wypowiedzieć kilka słów, hitlerowiec oddał do niego strzał z karabinu. W wyniku doznanej rany postrzałowej Żyd upadł na ziemię.

Czy zaraz skonał, czy też po pewnej chwili, tego nie wiem, gdyż mnie i innych mężczyzn zaraz wyprowadzono na zewnątrz.

Nie wiem, gdzie pochowano zwłoki zastrzelonego Żyda. Moja matka, która już nie żyje, mówiła jeszcze podczas wojny, że Żyd ten poniósł śmierć i został pochowany na jakimś cmentarzu.

Hitlerowca, który oddał strzał do niego, nie znałem. Był on w każdym razie ubrany w zielony mundur policyjny, a na głowie miał hełm, z boku którego namalowana była trupia czaszka.

Nie wiem, jak się nazywał zamordowany Żyd i skąd on pochodził.

Protokół niniejszy odczytano.