KAZIMIERZ SIEŚKIEWICZ

Dnia 26 sierpnia 1972 r. w Gdyni sędzia Sądu Powiatowego w Gdyni mgr Stanisław Lipiecki, delegowany do Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Gdańsku, działając na zasadzie art. 4 dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU nr 51, poz. 293 i art. 129 kpk), przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka. Świadka uprzedzono o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania, po czym świadek stwierdza własnoręcznym podpisem, że uprzedzono go o tej odpowiedzialności (art. 172 kpk). Następnie świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Kazimierz Sieśkiewicz
Imiona rodziców Kazimierz i Marianna
Data i miejsce urodzenia 19 marca 1900 r. w Zabłudowie, pow. Białystok
Miejsce zamieszkania Gdynia, [...]
Zajęcie rencista
Wykształcenie podstawowe i trzy klasy rosyjskiej szkoły średniej
Karalność za fałszywe zeznania niekarany
Stosunek do stron obcy

Od 1928 r. zamieszkuję w Gdyni, do której przybyłem z Białegostoku. W czasie okupacji hitlerowskiej mieszkałem też w Gdyni.

Znałem dobrze krawca nazwiskiem Jan Pałasz, który miał swój własny warsztat krawiecki przy obecnej ul. Warszawskiej w Gdyni. Utrzymywałem z nim kontakty handlowe, a ponadto szył on mi różną odzież. Trudniłem się wówczas nielegalnym handlem nićmi, pończochami i różnymi przyborami krawieckimi.

Pewnego wieczoru w 1943 r. udałem się do warsztatu Jana Pałasza, aby zapłacić mu za pobrany od niego towar. Kiedy jednak wszedłem do wnętrza tego warsztatu, zamiast Jana Pałasza zastałem tam stojącego pod ścianą Ksawerego Wardina trzymającego ręce do góry oraz czterech funkcjonariuszy gestapo ubranych w cywilne ubrania, których w ogóle nie znałem i nie wiem, jak się oni nazywali. Ksawery Wardin obrócony był twarzą do ściany.

Znałem go tylko stąd, że widziałem go kilkakrotnie przedtem u Pałasza. Osobiście go nie znałem. Wpadłem wówczas po prostu w „kocioł” zastawiony przez gestapo. Kiedy wszedłem do warsztatu Jana Pałasza, przebywający tam funkcjonariusze gestapo kazali mi podnieść ręce do góry, a następnie zostałem przez nich zrewidowany. Przeprowadzili też przy mnie rewizję osobistą. Ja jednak nic nie miałem przy sobie prócz pieniędzy, które miałem wręczyć Janowi Pałaszowi. Zapytali mnie się też, po co przyszedłem do niego. Odpowiedziałem im na to, że krawiec ten szył mi kurtkę i że chciałem ją od niego odebrać. Choć kurtki tej nie znaleźli, polecili mi wyjść z mieszkania i udać się do domu.

Co się stało z Ksawerym Wardinem, tego nie wiem. Po pewnym czasie dowiedziałem się od krawca Jana Pałasza, że został on przez hitlerowców stracony w Elblągu. Kiedy ja wszedłem do mieszkania Pałasza, to już narzeczonej Wardina ani też innych osób oprócz Wardina i funkcjonariuszy gestapo w mieszkaniu tym nie było. Warsztat krawiecki Pałasza stanowił równocześnie jego mieszkanie.

Narzeczonej Wardina w ogóle nie znałem. Osobnika, który miał posiadać pseudonim „Stańczuk”, w ogóle nie znałem i nie wiem, jakie miał on prawdziwe nazwisko oraz skąd pochodził.

Protokół niniejszy odczytano.