Dnia 12 lipca 1969 r. mgr Jan Gogol, członek Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich w Gdańsku, działając na zasadzie art. 4 dekretu z dnia 10 listopada 1945 r. (DzU nr 51, poz. 293) i art. 219 kpk, przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka, bez odebrania przyrzeczenia. Świadka uprzedzono o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania, na co świadek oświadczył, że będzie zeznawał. Świadek zeznał, co następuje:
| Imię i nazwisko | Bronisław Szulfer |
| Data i miejsce urodzenia | 25 listopada 1922 r., Gdańsk |
| Imiona rodziców | Franciszek i Jadwiga |
| Miejsce zamieszkania | Gdynia, [...] |
| Zajęcie | Spółdzielnia Pracy Robót Morskich i Drogowych w Gdańsku |
| Karalność | niekarany |
| Stosunek do stron | ojciec, występuje jako pokrzywdzony |
Od października 1933 r. zamieszkiwałem z rodzicami i rodzeństwem w Gdyni przy [...]. Ojciec mój Franciszek Szulfer pracował w Wydziale Handlowo-Taryfowym Biura Portowego PKP w Gdyni przy ul. Celnej, którego to wydziału był naczelnikiem. Ojciec mój należał do Polskiego Związku Zachodniego i jego komórką organizacyjną było koło przy PKP.
31 sierpnia 1939 r. matka moja, ja i rodzeństwo zostaliśmy ewakuowani przez władze polskie do [miejscowości] Mokrzec k. Włodzimierza Wołyńskiego. Również i inne rodziny polskie zostały ewakuowane z Gdyni. Ojciec mój natomiast pozostał w Gdyni, gdyż liczył się z tym, że zostanie powołany do Wojska Polskiego.
Pod koniec października 1939 r. powróciłem z rodziną do Gdyni i nadal mieszkaliśmy przy [...]. Ojciec w tym czasie pracował na PKP.
4 listopada 1939 r. do mieszkania naszego przyszedł nieznany mi osobnik cywilny i oświadczył, by ojciec mój tego dnia po pracy zgłosił się w gestapo w Kamiennej Górze przy obecnej ul. Korzeniowskiego. Zgodnie z tym poleceniem ojciec udał się do gestapo i więcej go już nie zobaczyłem. Nadmieniam, że wspomniany osobnik, mówiąc o obowiązku zgłoszenia się ojca na gestapo, oświadczył, że ma tam się zgłosić do gestapowca o nazwisku Solenz. Imienia jego nie znam. Odnośnie działalności Solenza w okresie okupacji oraz po wyzwoleniu nic nie wiem.
5 listopada 1939 r. nieznany mi osobnik dostarczył do naszego domu gryps od ojca, z którego wynikało, że więziony jest w areszcie policyjnym przy ul. Starowiejskiej. Nadzór nad tym aresztem sprawowała policja nosząca uniformy koloru zielonego. 8 listopada 1939 r. również nieznana mi osoba dostarczyła do naszego domu gryps od ojca, z treści którego wynikało, że w dniu następnym przetransportowany zostanie do więzienia w Wejherowie. Nikt z mojej rodziny nie zna osób, które dostarczyły grypsy.
W drugiej połowie listopada, względnie w grudniu 1939 r., znajomi nasi, a mianowicie Matylda i Marta Kanczkowskie zamieszkujące w tym czasie w Wejherowie, mówiły nam, że 11 listopada 1939 r. widziały mego ojca wśród innych mężczyzn przewożonych samochodami do lasów piaśnickich. Transportowali ich gestapowcy. Nadmieniam, że obywatelki Matylda i Maria Kanczkowskie zmarły po wyzwoleniu. Z opowiadań ludności zamieszkującej teren Wejherowa dowiedzieliśmy się również, że niektóre osoby 11 listopada 1939 r. słyszały strzały dochodzące z lasów piaśnickich wkrótce po wywiezieniu tam Polaków.
W 1940 r. matka moja wielokrotnie zwracała się pisemnie do Międzynarodowego Czerwonego Krzyża i Niemieckiego Czerwonego Krzyża z prośbą o poinformowanie o losie mego ojca. Z instytucji tych zawsze otrzymywała odpowiedź, że ojciec w czasie ucieczki zginął w lesie. Bliższego wyjaśnienia odnośnie tej ucieczki, okoliczności zaginięcia oraz miejscowości nie podano. W 1943 r. za radą znajomych matka zwróciła się w tej sprawie do sądu niemieckiego w Gdyni. Wówczas po dłuższym okresie oczekiwania otrzymaliśmy z sądu dokument stwierdzający śmierć mojego ojca bez podania przyczyn i okoliczności śmierci. (W tym miejscu świadek przedkłada celem sporządzenia fotokopii dokument wystawiony przez sąd niemiecki 23 sierpnia 1943 r. nr 3II 245/43, podpisany przez sądowego nadsekretarza).
Jesienią 1946 r., w czasie ekshumacji zwłok osób pomordowanych przez okupanta w lesie piaśnickim, matka moja Jadwiga, babcia Matylda Bach oraz siostra Franciszka Jaworska rozpoznały zwłoki mego ojca. Obecnie ojciec mój jest pochowany w zbiorowym grobie w Piaśnicy. W tym czasie obywatelka Władysława Ullmann, obecnie nieżyjąca, również rozpoznała zwłoki swego męża.
Z opowiadań miejscowej ludności wiadome mi jest, że akcją tzw. zakładników kierował gestapowiec Solenz. Twierdzenie swoje opieram również na tym, że właśnie u niego miał się zgłosić mój ojciec.
24 lutego 1944 r. zostałem przymusowo zabrany do wojska niemieckiego i wywieziony do Strasburga we Francji. Tam przebywałem przez sześć miesięcy, do przysięgi. Przysięgi jednak nie składałem, gdyż zbiegłem 30 września 1944 r. i od tego czasu przebywałem w partyzantce włoskiej, a następnie radzieckiej.
W czasie pobytu w wojsku wielokrotnie zwracałem się do dowódcy kompanii w stopniu kapitana, Haubensacka, imienia nie pamiętam, z zapytaniem, co jest z moim ojcem. Po każdym takim pytaniu gdzieś po dwóch miesiącach otrzymywałem od niego odpowiedź, że ojciec mój zginął w lesie w czasie ucieczki. Poza tym nic do dodania nie mam.
Na tym protokół zakończono i po osobistym odczytaniu jako zgodny z moimi zeznaniami podpisuję.