HELENA KARNASIEWICZ

Dnia 15 grudnia 1992 r. w Krakowie prokurator Wojewódzkiej Prokuratury Generalnej w Krakowie kpt. Jacek Krupa, delegowany do Głównej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu – Instytutowi Pamięci Narodowej w Krakowie Okręgowej Komisji Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu Krakowie, działając na zasadzie art. 2 ustawy z dnia 6 kwietnia 1984 r. z późniejszymi zmianami (Dz.U. z 1991 r., nr 45, poz. 195) i art. 129 kpk, osobiście protokołował [i]przesłuchał niżej wymienioną w charakterze świadka. Świadka uprzedzono o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania, po czym świadek stwierdza własnoręcznym podpisem, że uprzedzono ją o tej odpowie­ dzialności (art. 172 kpk). Świadka uprzedzono o prawie uchylenia się od odpowiedzi na pytania (art. 166 §1 kpk). Następnie świadek zeznała, co następuje:


Imię i nazwisko Helena Karnasiewicz z d. Radzymińska
Imiona rodziców Bolesław i Leokadia z d. Sapierzyńska
Data i miejsce urodzenia 20 marca 1928 r. Gajówka, gm. Stoczek Węgrowski, pow. Węgrów
Miejsce zamieszkania Kraków, ul. [...]
Zajęcie emerytura od 1985 r.
Wykształcenie siedem klas szkoły podstawowej
Karalność za fałszywe zeznania niekarana
Stosunek do stron obca

Tożsamość ustalono na podstawie dowodu osobistego seria ZL nr 3126938 wydanego [przez] Komendę Miejską Milicji Obywatelskiej [w] Krakowie 20 września 1966 r.

Pouczenie o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań zrozumiałam. Na stosowne pytania zeznaję: urodziłam się 20 marca 1928 r. w m. Gajówka, gm. Stoczek Węgrowski, pow. Węgrów, woj. warszawskie, w rodzinie Bolesława i Leokadii Radzymińskich. Miałam troje rodzeństwa: dwóch braci – Mieczysława [ur. w] 1924 r., Edmunda [ur. w] 1937 r., oraz siostrę Danutę [ur. w] 1932 r. Z mojego rodzeństwa obecnie żyje tylko brat Mieczysław. Mieszka w Gdańsku, ul. Dworcowa, numeru nie podam, bo nie pamiętam, ale jest to w budynku Dworca Głównego PKP w Gdańsku. Brat przez lata był dyżurnym ruchu na tym dworcu i tam dostał mieszkanie.

W latach 1941–1944 moja rodzina wraz ze mną zamieszkiwała w m. Gajówka. Miejscowość ta, a właściwie kolonia, liczyła [od] pięciu do siedmiu domów. Nie było wyraźnej granicy administracyjnej, np. tablicy drogowej między Stoczkiem Węgrowskim a Gajówką. Jednak te pięć czy siedem domów stanowiły grupę nazywaną potocznie „Gajówka”. Odległość z Gajówki do rynku w Stoczku wynosiła ok. trzech kilometrów. Na [zadane] pytanie [odpowiadam:] cała moja rodzina – rodzice, ja i rodzeństwo – przeżyła wojnę. Mama i tata zmarli w 1945 r., mama w maju, a ojciec jakoś jesienią. Nie chcę zeznawać na ten temat. To moja sprawa.

Jeśli chodzi o moje rodzeństwo, to tak, jak zeznałam wyżej, obecnie żyje jedynie brat Mieczysław.

Nic nie wiem na temat Żydów przechowywanych przez rodzinę Wojtkowskich. Wojtkowscy mieszkali daleko od nas – dwa kilometry we wsi Stoczek Węgrowski – bo przecież było miasto Stoczek Węgrowski z rynkiem, dalej wieś o tej nazwie ciągnąca się wzdłuż drogi, a na końcu była nasza Gajówka.

Jeśli chodzi o ukrywanie Żydów, to zeznaję, co następuje. Miasto Stoczek Węgrowski było w większości zamieszkane przez Żydów. W 1942 r., o ile dobrze pamiętam, zaczęto tworzyć tam getto, grupując mieszkańców w części miasta. Zaczęły się wywózki do Treblinki, przynajmniej tak początkowo mówiono. Żydzi, chcąc się przed tym uchronić, zaczęli spać w wioskach, bo wywózki miały miejsce najczęściej między godz. 3.00 a 5.00. Przez kilka miesięcy, od wiosny 1942 r. do sierpnia 1942 r., w naszej stodole spało codziennie kilka rodzin żydowskich, m.in. rodzina Estery i Maiera Olszaków, jeszcze bezdzietnego małżeństwa, Icek, brat Estery, oraz Hanka z matką – ich nazwiska nie znam. Hanka miała wtedy 20 lat. Tak działo się do obławy, którą Niemcy urządzili na Żydów w Stoczku. Było to w sierpniu. Ludzie mówili, że tylko znaczniejszych członków gminy żydowskiej wywożono do Treblinki, innych rozstrzeliwano w pobliskich lasach. Oczywiście cała akcja zaczęła się nad ranem. Ci, którzy u nas spali, uciekli do pobliskiego lasu. Odtąd u nas w domu Żydzi bywali tylko nocą. Przychodzili gotować sobie strawę. Byli to wymienieni przeze mnie Olszakowie, Hanka z matką oraz małżeństwo z dwoma chłopczykami, których pamiętam jako trzy­ i pięcioletnie dzieci. Nie wiem, jak oni się nazywali, być może to był właśnie Ele Tedełban z rodziną. Wiem tylko, że ta rodzina obecnie jest w Urugwaju. U nas w domu [czy] w zabudowaniach nie było żadnego miejsca, w którym mogliby przebywać ukrywający się Żydzi. Nie było, bo baliśmy się denuncjacji ze strony innych Polaków. To nie żarty, to prawda. Nas zadenuncjował kuzyn ojca. Oczywiście nie było oficjalnego potwierdzenia tego faktu, ale z zachowania Niemców dokonujących u nas rewizji to wynikało. Oni dokładnie wiedzieli, gdzie co leży, gdzie np. są platynowe sztućce będące własnością Olszaków. Niemiec, który pierwszy wszedł do naszego domu, poszedł prosto do szafy i wyciągnął jako pierwszą szufladę, gdzie te sztućce były. To samo było z rzeczami, które przechowywaliśmy w szopie postawionej w ogrodzie, rzeczami do zabrania na wypadek, gdyby nam się spaliła chałupa. Niemcy zabrali te worki, mówiąc, że to mienie żydowskie. Jednak gdyby znaleźli u nas choćby ślad obecności Żydów lub udzielania im pomocy, to byśmy już nie żyli. Niemcy robili u nas rewizję latem 1943 r., miesiąca nie jestem w stanie podać. Bardzo dokładnie przeszukali całe gospodarstwo, w szczególności stodołę i dom. Zabrali nam te sztućce, o których mówiłam, oraz odzież przechowywaną w szopie. Na [zadane] pytanie [odpowiadam:] nie pamiętam teraz nazwiska kuzyna ojca, który na nas najprawdopodobniej doniósł. On już chyba teraz nie żyje. Gdyby żył, musiałby mieć ok. 80 lat. Mieszkał we wsi, w Stoczku Węgrowskim.

Nasza pomoc Żydom polegała na umożliwieniu im gotowania strawy. Robili to nocą. Mieli własną żywność zbieraną po polach i naszą, kiedy nie mieli swojej. Oni – razem dziewięć osób – przychodzili do nas aż do [momentu] wkroczenia na te tereny armii radzieckiej w sierpniu 1944 r., czyli przychodzili do nas przez pełne dwa lata. Chciałabym dodać, że zimą przychodzili pojedynczo po produkty żywnościowe, bo wtedy gotowali sobie w swoich schronach w lesie, a poza tym chodziło o to, by nie zostawiać śladów na śniegu. Nasze gospodarstwo było [położone] pod samym lasem, za płotem był już las. Opowiem [jeszcze], jak było na zakończenie ich ukrywania [się]. Przez pewien czas w lipcu i sierpniu 1944 r. ukrywający się w lesie Żydzi nie pojawiali się. Nie wiedzieliśmy, co się z nimi dzieje. Któregoś dnia w sierpniu 1944 r. poszłam do lasu na grzyby. Było to po wejściu wojsk radzieckich. Kiedy wracałam już do domu, spotkałam w lesie kobietę. Była to Estera wysłana przez ukrywających się dla zbadania, co się dzieje. Ode mnie dowiedziała się, że Niemców już nie ma. Tego dnia wszyscy ukrywający się dotąd w lesie przyszli do nas do domu. Zostało ich ośmioro, bo [w] międzyczasie zmarła matka Hanki. Byli więc Estera [i] Maier Olszakowie, Icek, brat Estery, Hanka, małżeństwo z dwoma chłopakami. Pozostali u nas do zimy 1944 r., bo nie mieli gdzie wracać. Ich domy w Stoczku zajęli Polacy, [którzy] nie chcieli się wyprowadzić. Zimą 1944 r., jakoś na początku grudnia, pojechali do Ostrowi Mazowieckiej. Stamtąd Olszakowie z Ickiem oraz Hanką wyjechali do Izraela, było to w 1947 r., zaś małżeństwo z dwojgiem dzieci – do Urugwaju, ale kiedy wyjechali, to tego nie wiem. Nie pamiętam ani imion, ani nazwiska tej rodziny, która wyjechała do Urugwaju.

Obecnie utrzymuję korespondencję z Haszką, [która] wyszła za [mąż za] Węgra, i nie pamiętam, jak ma na nazwisko, mam to zapisane w domu. Jeżeli będzie to potrzebne dla prowadzonego postępowania, to podam ten adres, w tej chwili [go] nie pamiętam. Utrzymuję korespondencję z Hanką. Ona w Izraelu wyszła za mąż za Icka, brata Estery, i nosi obecnie nazwisko Olszak. Mieszkają w m. Mizgaw­dow w Izraelu. Chciałabym sprostować, [że] Icek już nie żyje, zmarł w 1987 r. Nie utrzymuję korespondencji z rodziną, która wyjechała do Urugwaju. Wiem natomiast, że oni korespondują z moim bratem, który mieszka w Gdańsku, a którego adres podałam wyżej.

Chciałabym jeszcze uzupełnić swoje zeznania. Podałam wyżej Haszkę. To była żydowska dziewczyna, której udało się uciec w czasie likwidacji getta w Stoczku. Ona jako jedyna z rodziny dotarła do naszych zabudowań w dniu likwidacji getta. Miała wtedy 10­11 lat, była bardzo niskiego wzrostu. Przez blisko miesiąc była u nas i pilnowała drobiu. Później, kiedy zaczęto gadać we wsi, że przechowujemy Żydów, ojciec kazał jej uciekać do lasu. Haszka poszła, [ale] jak przeżyła te lata, to do dzisiaj nie wiem, mimo że w towarzystwie mojego brata złożyła mi dwa lata temu wizytę w Krakowie, gdy była na wycieczce z Izraela. To ona dała mi swój adres i adres do Hanki. Od tego czasu, tj. od 1990 r., trwa nasza korespondencja.

Zeznawałam wyżej, że obawialiśmy się denuncjacji, że przechowujemy Żydów czy im pomagamy. Jakie było niebezpieczeństwo, niech świadczy historia rodziny Postków. Oni w piwnicy spalonego domu przechowywali ok. 15 Żydów ze Stoczka. Zadenuncjowano ich, [a] Niemcy na miejscu zastrzelili Żydów, zaś z rodziną postąpili w następujący sposób: ojca rodziny i dwóch jego synów Niemcy wywieźli, nigdy już tych ludzi nie widziano. Matkę również zabrano czy rozstrzelano. Uratowały się jedynie dwie córki, bo uciekły. Zabudowania Postków stały w pobliżu szkoły w Stoczku Węgrowskim, czyli w mieście. Nie znałam bliżej tej rodziny, tylko nazwisko.

Na [zadane] pytanie [odpowiadam:] nie wiedziałam, gdzie w lesie znajdowały się kryjówki Żydów. Nigdy w takiej kryjówce nie byłam. Nie potrafię więc narysować planu takiego ukrycia. Zeznaję raz jeszcze, [że] w naszym gospodarstwie żadnego ukrycia nie było. Nic nie wiem na temat ukrywania Żydów uciekinierów z Treblinki. To wszystko, co wiem w tej sprawie. Na tym protokół przesłuchania zakończono i po uprzednim przeczytaniu – jako zgodny z treścią zeznań – podpisano.

Po przeczytaniu protokołu chciałam jeszcze zeznać, że otrzymałam tylko jedno wezwanie – na dziś właśnie. Pod tym adresem: Kraków, ul. Łąkowa 14 m. 35 mieszkam już od 1966 r. Z urzędu w dowodzie osobistym świadka stwierdza się k. 4–5 wpis: „zameldowanie Kraków ul. Łąkowa 14 m. 35, pobyt stały dnia 19 października 1966 r. podpis nieczytelny, pieczęć okrągła o treści Prezydent Dzielnicowej Rady Narodowej Referat Ewidencji Ludności Grzegórzki w Krakowie 1”.

Na tym protokół zakończono, przeczytano i podpisano jako zgodny z treścią zeznań.

Poprawki i uzupełnienia: na karcie drugiej w wierszu 27 od dołu przekreślono „Hanka”, a nadpisano „Haszka”. Na karcie drugiej odwrót w wierszu 4 od dołu przekreślono „4” i „i”.