JÓZEF POSTEK

Dnia 1 lutego 1989 r. w Gdyni Mirosława Slajkowska, asesor delegowany do Okręgowej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich [w Białymstoku], działając na zasadzie art. 2 Ustawy z dnia 6 kwietnia 1984 r. (DzU nr 21, poz 98) i art. 129 kpk, z udziałem protokolanta przesłuchał niżej wymienionego w charakterze świadka. Świadka uprzedzono o odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania, po czym świadek stwierdza własnoręcznym podpisem, że uprzedzono go o tej odpowiedzialności (art. 172 kpk). Następnie świadek zeznał, co następuje:


Imię i nazwisko Józef Postek
Imiona rodziców Stanisław i Julianna z d. Pietrach
Data i miejsce urodzenia 28 maja 1922 r., Stoczek Węgrowski
Miejsce zamieszkania Gdynia,
Zajęcie emeryt
Wykształcenie ślusarz
Karalność za fałszywe zeznania niekarany
Stosunek do stron syn Stanisława i Julianny Postków

Urodziłem się w Stoczku Węgrowskim, gdzie mieszkali moi rodzice. Miałem ośmioro rodzeństwa: Mariannę Postek, Wacława Postka, Henryka Postka, Zofię Postek, Cecylię Postek – obecnie Borkowską, Franciszka Postka, Jerzego Postka i Kazimierza Postka.

Ojciec mój był rolnikiem i posiadał gospodarstwo rolne. W 1939 r. na skutek działań wojennych spłonął dom, w którym wszyscy mieszkaliśmy. Ojciec wybudował nowy dom mieszkalny, natomiast spalony zaadaptował na piwnicę. Nowy dom powstał w 1941 r. W 1942 r. Niemcy wywozili z getta, znajdującego się na terenie Stoczka Węgrowskiego, Żydów do Treblinki.

W tym czasie kilku Żydów zgłosiło się do ojca z prośbą o pomoc w ukryciu się. Ojciec pozwolił im przystosować do tego celu część pomieszczeń pozostałych po spalonym domu, gdzie w tym czasie była już piwnica bunkier. Nie wiem, ilu Żydów ukrywało się w piwnicy, gdyż wychodzili tylko nocą i widywaliśmy ich tylko wtedy, gdy przychodzili do rodziców po żywność. Ojciec oddał Żydom piwnicę i nie interesował się, ilu tam przebywa Żydów. Na podstawie ilości dostarczanej żywności również nie mogliśmy się zorientować, ilu Żydów przebywało w piwnicy, gdyż matka zawsze dostarczała tyle pożywienia, ile mogła zorganizować.

Cała moja rodzina, tzn. rodzice i rodzeństwo, pomagała Żydom. Pomoc ta polegała na dostarczaniu żywności.

W 1942 r. w Stoczku Węgrowskim Niemcy zorganizowali obławę, jednak nie wykryli, że w piwnicy znajdują się Żydzi.

We wrześniu 1943 r. gospodarstwo ojca zostało otoczone przez żandarmów. Przeprowadzono dokładną rewizję wszystkich pomieszczeń i wówczas odnaleziono w piwnicy 17 Żydów. Żandarmi rozstrzelali Żydów, natomiast ojca oraz dwóch braci, Wacława i Henryka, zabrali ze sobą i odjechali. Po upływie godziny kilku żandarmów wróciło do gospodarstwa i za pomocą kijów zbili matkę, która w wyniku odniesionych obrażeń zmarła. W tym czasie oprócz matki nikt z rodziny nie przebywał w domu.

Zwłoki matki odnaleźli sąsiedzi (sąsiad nazywał się Burczak), którzy pochowali matkę. Gdy pozostali członkowie rodziny dowiedzieli się o rewizji i o śmierci matki, ukrywali się przed Niemcami w obawie przed aresztowaniem.

Ojciec i bracia zostali zawiezieni do Warszawy na Pawiak. Po upływie dwóch tygodni, dokładnie tego nie pamiętam, bracia zostali zwolnieni i przyjechali do Stoczka. Poinformowali nas, że ojciec został przewieziony z Warszawy do Oświęcimia. W grudniu 1942 r. [sic!] zostaliśmy powiadomieni, iż ojciec nasz zmarł w obozie.

Od czasu opisanego przeze mnie zdarzenia nie ukrywaliśmy już Żydów. Bracia Henryk i Wacław po powrocie z Pawiaka zamieszkali w domu rodziców i pracowali w gospodarstwie rolnym.

W 1944 r. z nieznanego mi powodu żandarmi otoczyli dom rodziców i zabrali braci. Od tego czasu nie mam informacji o dalszych ich losach.

Chcę jeszcze dodać, iż po aresztowaniu braci w 1944 r. Niemcy spalili wszystkie zabudowania wchodzące w skład gospodarstwa rolnego. To wszystko, co pamiętam w przedmiotowej sprawie.