ABRAHAM EPSZTEJN

Strz. Abraham Epsztejn, rocznik 1911, inżynier chemik, wolny.

Zostałem aresztowany 29 czerwca 1940 r. o 1.00 w nocy we Lwowie. Powodem aresztowania była odmowa przyjęcia przeze mnie paszportu sowieckiego. Akt oskarżenia (doręczony mi później, w obozie) podawał, że oskarżony jestem z art. 33 kodeksu karnego Ukraińskiej SRR za nielegalne przebywanie na terytorium Związku Radzieckiego (tzn. za nieposiadanie dowodu tożsamości) w okresie od 1 października 1939 r. do dnia aresztowania.

Po dwutygodniowym pobycie we Lwowie, gdzie nas więziono w koszarach 40 Pułku Piechoty, wysłano nas do Rosji. Na miejsce przybyliśmy 21 lipca 1940 r. Okres 16 miesięcy pobytu w obozach sowieckich spędziłem w czterech obozach Wołgołagu w obwodzie jarosławskim. Początkowo osadzono nas w obozie Turgieniewo, gdzie spędziłem pięć miesięcy.

Obóz ten znajdował się z dala od ośrodków miejskich. Mieszkaliśmy w drewnianych barakach, spaliśmy na dwupiętrowych pryczach. Higiena początkowo pozostawiała wiele do życzenia: wszy dawały się nam we znaki. Później przybył nowy naczelnik, który zorganizował łaźnię i dezynfekcję i warunki sanitarne mocno poprawiły się.

W obozie tym znajdowali się prawie wyłącznie obywatele polscy i kilkunastu Rosjan. Wśród obywateli polskich było 60 do 70 proc. Żydów. Przeważał element miejski (robotnicy, rzemieślnicy, drobni kupcy). Inteligencja była niezbyt licznie reprezentowana. Stosunki koleżeńskie układały się na ogół znośnie.

Praca była ciężka – wyrąb lasu. Do pracy chodziło się osiem–dziesięć kilometrów po bagnistym terenie. Normy dla naszych ludzi przeważnie były nie do osiągnięcia, toteż większość na ogół dostawała po 500 g chleba dziennie. Jedzenie gotowane było jałowe, pozbawione tłuszczów i witamin, stąd epidemia szkorbutu. Cukru przez pierwsze sześć miesięcy nie oglądaliśmy wcale.

Stosunek Rosjan – naszych przełożonych – był rozmaity. Naczelnik obozu, stary kryminalista – zwolniony niedawno z więzienia po odbyciu 15 lat kary – miał wszelkie cechy sadysty i znęcał się nad ludźmi, pędząc ich do roboty oraz wsadzając za byle co do aresztu. Niekiedy używał nawet siły fizycznej. Pozostali byli na ogół ludźmi porządnymi – niektórzy wypytywali nas dokładnie o to, jak się żyło w Polsce, przy czym zazwyczaj twierdzili, że nie mówimy prawdy. Na ogół stosunek ich do nas nie był wrogi, raczej nieufny. Niekiedy wyraźnie odczuwało się u nich zazdrość, że żyliśmy w Polsce dobrze. Jeśli chodzi o mnie, to powodziło mi się stosunkowo lepiej niż wielu innym, gdyż dzięki znajomości języka rosyjskiego po trzech tygodniach pracy w lesie zostałem przydzielony do buchalterii.

Życie płynęło nam bardzo monotonnie. Kontaktu z krajem listowego nie było, przychodziły tylko czasem paczki żywnościowe. W końcu grudnia 1940 r. wysłano nas marszem pieszym do innego obozu, Pier[i]ebory. Przeszliśmy ok. 80 km w ciągu czterech dni, przy bardzo silnych mrozach.

Nowy obóz miał inny charakter. Znajdował się w pobliżu miasta i prace były rozmaitego rodzaju (obsługa tartaku, wyładunek na kolei, magazyny, obsługa łaźni, spław drzewa itp.). Warunki mieszkaniowe były tu lepsze: baraki otynkowane, radio, elektryczność. Traktowano nas tutaj nieźle. Chodziły wśród nas niesprawdzone plotki, że polepszono nam warunki bytu wskutek dużej ilości zachorowań i wypadków śmiertelnych w obozach poprzednich. Jedzenie było lepsze: dostaliśmy dwa czy trzy razy cukier, do potraw dodawano nieco tłuszczu.

Tutaj po raz pierwszy zetknęliśmy się bliżej z rosyjską masą więźniów. Stosunek ich do nas był rozmaity i bardzo ciekawy. Z sympatią odnosili się do nas ludzie starsi, pamiętający czasy carskie, przestępcy kryminalni i mniejszości narodowe, jak Uzbecy, Ormianie, Gruzini, Kozacy. Natomiast przedstawiciele młodego pokolenia traktowali nas z nienawiścią, używając często takich epitetów, jak pasożyty, faszyści, krwiopijcy itp.

W obozie tym po raz pierwszy nawiązaliśmy kontakt z Krajem. Ja otrzymałem pięć listów od rodziny z Warszawy, paczkę z Kowla, list ze Lwowa i kilkanaście listów od znajomych i przyjaciół wywiezionych do Rosji. Utworzyliśmy sobie małe kółko towarzyskie, w skład którego oprócz mnie wchodziło dwóch dziennikarzy, inżynier, adwokat i dwóch studentów. Każdą wolną chwilę spędzaliśmy wspólnie na rozmowach i wspomnieniach o Kraju.

Taki stan rzeczy trwał do 22 czerwca 1941 r., tj. do wybuchu wojny z Niemcami. Bezpośrednim skutkiem wybuchu wojny było zwiększenie liczby godzin pracy do 14, przy jednoczesnym zmniejszeniu racji chleba (np. zamiast 900 g otrzymywano 675, zamiast 700 – 525 itp.). W jakiś czas potem osadzono nas w strefie izolowanej, otoczonej dodatkowo drutem kolczastym. W strefie tej umieszczono obywateli polskich, obywateli sowieckich narodowości polskiej i niemieckiej oraz pewną liczbę Rosjan oskarżonych z art. 58 kk (kontrrewolucja). Stosunek władz do nas zmienił się wybitnie na gorsze, grożono nam, że porachują się z nami jako sympatyzującymi z faszystowskim najeźdźcą itp.

W połowie lipca odesłano nas do obozu odległego o dwa kilometry, gdzie w osobnej odrutowanej strefie skoncentrowano półtora do dwóch tysięcy obywateli polskich. Warunki mieszkaniowe i higieniczne były fatalne, jedzenie wydawano w minimalnych dawkach. Robota była niezbyt ciężka (roboty ziemne), ale nikt nic prawie nie robił, bo i tak przy najwyższym wysiłku trudno było otrzymać ponad 450 g chleba.

Gdy wreszcie zawarta została umowa polsko-sowiecka, poczęliśmy z dnia na dzień wyczekiwać zwolnienia. Wreszcie ok. 25 sierpnia 1941 r. przestano nas wysyłać na robotę i rozpoczęto załatwianie formalności. 12 września zostałem zwolniony. Otrzymałem skierowanie do Astrachania. Przy opuszczaniu obozu zapytywaliśmy władze o polskie placówki wojskowe. Odpowiadano nam, że takowe nie są im znane i dawano nam „dobrą radę”: wybijcie sobie wojsko z głowy, pracujcie lepiej uczciwie tam, gdzie macie skierowanie.

14 września wyjechałem z trzema kolegami ze stacji Rybińsk do Astrachania. 20 września przyjechaliśmy do Saratowa i tutaj bezpośrednio przed odjazdem pociągu dowiedzieliśmy się, że w pobliżu organizuje się 5 Dywizja Piechoty. Przerwaliśmy podróż i tegoż dnia zgłosiliśmy się w Ośrodku Zapasowym 5 Dywizji Piechoty. Od tej chwili pełnię służbę w wojsku.

Miejsce postoju, 5 marca 1943 r.